Trzeźwe spojrzenie na Smoleńsk


TRZEŹWE SPOJRZENIE NA SMOLEŃSK


Swego czasu pisałem w Redakcji o katastrofie smoleńskiej - w tekście O katastrofie smoleńskiej wiem wszystko - że żadne śledztwo nie jest potrzebne, ponieważ już teraz, nim poznamy wyniki postępowania wszystkich kolegiów, jakie w wyjaśnianiu sprawy biorą udział, możemy przedstawić najważniejsze wnioski. Postępowanie prokuratorskie nie jest więc istotne. Po co bowiem pytać, skoro już teraz dysponuje się odpowiedziami. Nawet, gdyby Rosjanie okazali się winnymi katastrofy, nawet, gdybyśmy mogli mówić o zamachu, to i tak trudno byłoby pociągnąć kogokolwiek do odpowiedzialności. Trudno byłoby kogokolwiek skazać. Jakoś sobie nie wyobrażam Putina idącego do więzienia, nie wyobrażam też sobie zerwania kontaktów dyplomatycznych z Rosją, nie wyobrażam sobie wojny. Tusk za kratami to także nie jest raczej scenariusz możliwy, choćbyśmy nawet mieli milion przesłanek, że ma krew na rękach.

Katastrofa smoleńska uznana za zamach nie wniesie do polityki międzynarodowej i naszych kontaktów z Rosją niczego, czego by w tych sferach nie było już teraz: ostrożności, intensywnej pracy agenturalnej, podejrzliwości. Relacje z Rosją zawsze będziemy mieć specjalne, wypowiadane głośno przekonanie, że to Rosjanie zabili Prezydenta Kaczyńskiego, tych relacji nie uczni bardziej osobliwymi. Poza tym, ewentualna wina za zamach zostałaby zepchnięta najpewniej na niesubordynowany wywiad, znaleziono by kozłów ofiarnych, międzynarodowa opinia publiczna zechciałaby uspokojenia emocji. Żądni zemsty narodowcy i elektorat PiS-u dostaliby figę z makiem. I tak jak teraz media związane z opcją narodową donoszą, że nie robi się niczego w śledztwie, tak potem by trąbiły, że niczego się nie robi dla ukarania stwierdzonej winy.

Skoro zatem już w tej chwili wiemy, jak sprawa by się potoczyła, śledztwo nie ma większego sensu, jest tylko pomnażaniem awantur i okazją dla PiS-u do hucpy politycznej.

Śledztwo pewnie jednak pobiegnie naprzód, nie sądzę, żeby decydenci przyjęli moją perspektywę, i przyniesie jakieś informacje. Z którymi, jak twierdzę wyżej, i tak niczego konkretnego nie da się zrobić. Będą to jednak informacje o dużym znaczeniu ideologicznym i być może umocnią tożsamość PiS-u. I o tym dziś chciałem słów kilka napisać. Ja, w przeciwieństwie do elektoratu Platformy Obywatelskiej, do wszystkich tych nowoczesnych liberałów, nie wykluczam, że Putin maczał palce w katastrofie, nie wykluczam, że Rosja gra nieuczciwie. Nie wykluczam także, że Donald Tusk wie więcej, niż do wiadomości publicznej podaje. Bo dlaczego miałbym to wykluczać? Trudno przecież wykluczać taki scenariusz, że duże mocarstwo, jakim jest Rosja, kogoś morduje, organizuje spiski i ma rozbudowaną sieć wywiadowczą. Trudno także wykluczać, że w takim kraju jak Rosja krzyżują się rozmaite interesy. I sporo ich jest wyjętych spod prawa. Każdy rozsądny człowiek wie bowiem, że państwa nie są organizacjami charytatywnymi, mają sporo trupów na sumieniu, składają się z warstw, o których w mediach się nie mówi.

Wykluczenie możliwości, że Rosja zabiła Lecha Kaczyńskiego, dokonuje się zatem w imię nie-wiadomo-czego, jest bardzo naiwne, infantylne.

Tak jak infantylne jest wykluczanie, że Polska w 1939 roku nie miała opracowanego planu ataku na III Rzeszę i nie sondowała rozmaitych możliwości militarnych.

Oczywiście, że sondowała. Po to jest państwo i po to ma armię, i po to ma wywiad, żeby takimi rzeczami się zajmować, żeby opracowywać przeróżne scenariusze. Robienie głupiej miny i mówienie, że takie rzeczy się nie zdarzają, że Polska w dwudziestoleciu nie planowała żadnej wojny, i że Rosjanie współcześnie na pewno grają czysto, jest wyrazem nieświadomości, jak działa wielka polityka i jak wygląda państwo za kulisami.

Żeby dolać oliwy do ognia powiem jeszcze tym wszystkim, którzy wierzą w absolutną siłę i wiarygodność NATO i Unii Europejskiej, że obecnie pewnie też mamy szereg planów wojskowych na ewentualną wojnę z Niemcami, musimy takie plany posiadać, dyktuje nam to zdroworozsądkowe ujęcie naszego położenia geopolitycznego. Sojusze sojuszami, ale ostatecznie i tak każdy sobie rzepkę skrobie.

Jest zatem prawdopodobne, że Rosjanie w temacie Lecha Kaczyńskiego jakąś własną i wyjątkowo niesmaczną rzepkę sobie naskrobali. Taki jest świat. Ludzie się trują, mordują, robią dużo hałasu. Dobrze to obrazuje film Woody'ego Allena Sen Kasandry. Niby zwykli bracia, niby normalne życiorysy, niby normalne oczekiwania i potrzeby. Ale kiedy wuj zleca braciom dokonanie morderstwa, podejmują to zlecenie z zainteresowaniem. Akurat na specyficzny moment trafia wuj, pojawia się specyficzna okoliczność, specyficzne uczucia. I tragedia gotowa.

Świat, jak widać, jest poplątany i dziwny, zwolennicy Platformy, którzy twierdzą, że zamachu w Smoleńsku na pewno być nie mogło, ten świat upraszczają. Tak samo go upraszczają ci, którzy utrzymują, że w dwudziestoleciu międzywojennym Polska była świętym i szlachetnym krajem, który nikomu krzywdy zrobić nie chciał.

Pomyślałby teraz mniej rozgarnięty czytelnik, że stoję na straży światopoglądu pisowskiego, że uprawiam teorie spiskowe, niszczę przyjaźń z Rosją i czczę Wielkiego Prezesa. Nic z tych rzeczy. Co mnie odróżnia od pisowskiego elektoratu ?

Ja nie wykluczam zamachu, nie wykluczam, że Kaczyński został zamordowany, że zrobiono mu wielką krzywdę. Nie wykluczam, że pewni polscy politycy mogli taki obrót spraw z mniejszym lub większym zaangażowaniem wspierać. Nie rozumiem jednak, dlaczego ewentualne zabójstwo Kaczyńskiego miałoby stać się mitem, dlaczego miałoby oznaczać tryumf PiS-u, jakąś jego przewagę i moralną siłę.

Nie rozumiem, dlaczego katastrofa smoleńska uznana zamachem miałaby być argumentem za racją opcji bogoojczyźnianej, dlaczego miałaby być argumentem za IV Rzeczpospolitą, jej stylem gospodarczym i ideologicznym.

Lech Kaczyński był prezydentem niezbyt wybitnym, człowiekiem kłótliwym i zalęknionym. To był typ raczej profesora i dyskutanta, a nie męża stanu. I nawet, gdyby się okazało, że Kaczyńskiego zabito, to nie powinno go to wcale czynić ojcem założycielem Nowej Polski, patronem nowego ładu i nowej jakości politycznej. To wcale nie powinno otwierać specjalnego miejsca dla formułowania i wdrażania w życie pisowskiej wizji Polski, Polski ojczyźnianej, zmityzowanej i mesjanistycznej.

To jest błąd PiS-u i jego fanatycznych zwolenników : oni z założenia, z którym się zgadzam, że Kaczyński mógł został zamordowany, próbują wyprowadzić, czego już nie popieram i widzę to działalnością głupią, nowy ład świata, próbują powiedzieć, że to morderstwo dowodzi, że Kaczyński miał słuszny światopogląd, że polskość to faktycznie wartość najwyższa.

A prawda jest taka, że choćby wymordowano cały PiS, choćby wszyscy politycy tej partii zostali wyrżnięci w pień, to nigdy nie znaczyłoby to jakiejś moralnej przewagi PiS-u i wysokiej klasy wrażliwości religijnej i politycznej tej partii. To byłaby tylko okrutna zbrodnia, paskudny mord, ale nigdy męczeństwo, nigdy rzecz warta kultu.

Jeśli Prezydent Kaczyński został zamordowany, to jest wyłącznie zamordowanym kiepskim Prezydentem Kaczyńskim, ale nie ofiarą w słusznej walce. A PiS jest tylko żałosną partią, której duchowy lider został zamordowany, a nie prorokiem narodu i jego przewodnikiem.

Mord nie czyni bohaterów. Mord nie wyróżnia. Warto o tym pamiętać.

Ale warto też pamiętać, że rzeczywiście Smoleńsk mógł być mordem. Mord ten jednak nie znaczy, że PiS jest dobrą partią i że trzeba na nią koniecznie głosować.


Jarosław Dudycz
redakcja.newsweek.pl, 15-09-2010.



0 komentarz(y):