Tajne kody, jawne pytania


TAJNE KODY, JAWNE PYTANIA


Nikt nie wyjaśnił, dlaczego Rosjanie nie wydali prezydenckiego telefonu i z jakich powodów służby specjalne wykazują zainteresowanie niekodowanym aparatem. Są podstawy, by w tej szczególnej kwestii dotyczącej bezpieczeństwa tajnych łączy wykazać zasadny sceptycyzm co do oświadczeń tajnych służb.

Jedna z najważniejszych informacji związanych z katastrofą smoleńską została podana w dzienniku "Washington Times" w artykule Billa Gertza z 13 maja br. Autor, powołując się na "źródła w wywiadzie NATO", pisał, że "najbardziej znaczące jest to, że Rosjanie prawdopodobnie uzyskali ultratajne kody używane przez armie NATO do komunikacji satelitarnej".

Zdaniem Gertza „jeśli rosyjskie służby specjalne były w stanie odzyskać karty kodowe telefonów satelitarnych, będą w stanie rozkodować teraz całą natowską komunikację sprzed katastrofy". "To przełom dla rosyjskich służb" - informował dziennikarz, dodając, że "niemal na pewno natychmiast po katastrofie wydano wojskom państw NATO nowe kody”.

Informacja "Washington Times" jest istotna z kilku powodów. Przede wszystkim wskazuje, że dowództwo NATO bardzo trzeźwo ocenia działania Rosjan tuż po katastrofie prezydenckiego tupolewa i nie ma wątpliwości, że służby FR wykorzystały dostęp do tajnych danych znajdujących się na pokładzie samolotu.

Tajemnica telefonu satelitarnego

Przewidywania ogromnych strat wywiadowczych dla Sojuszu są w pełni uzasadnione. Jeśli kody natowskie zostały złamane, Rosjanie mogli uzyskać informacje z ostatnich miesięcy, a nawet lat, dotyczące planów obronnych, a także tożsamości agentów lub źródeł podsłuchu NATO.

Pojawia się również pytanie: czy poszukiwaniem przez Rosjan nośników tajnych danych znajdujących się na pokładzie samolotu nie należałoby tłumaczyć manipulacji dotyczących ustalenia faktycznego czasu katastrofy? Zatajenie przez kilkanaście minut informacji o wypadku pozwoliłoby służbom rosyjskim na swobodne działania i uzyskanie dostępu do tajnych kodów, nim szefostwo NATO uruchomiło procedury zabezpieczające. Ten czas mógł być potrzebny nie tylko dla zatarcia śladów wskazujących na prawdziwe przyczyny tragedii, ale również w celach wywiadowczych.

Wagę informacji ujawnionej przez waszyngtoński dziennik podkreśla także natychmiastowa reakcja przedstawicieli grupy rządzącej oraz kuriozalne oświadczenie płk. Krzysztofa Duszy, dyrektora gabinetu szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który oświadczył, że „na pokładzie Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, był zwykły telefon satelitarny; nie było tam "tajnych kodów", urządzeń ani materiałów kryptograficznych”. Takie dementi na publikację prasową w języku służb oznacza, że obawy NATO były w pełni zasadne.

Wcześniej rzecznik rządu Paweł Graś zapewniał, że na pokładzie samolotu nie było żadnych tajnych dokumentów ani nośników, na których byłaby zawarta wiedza dotycząca bezpieczeństwa państwa. Zapewniał też, że cały sprzęt elektroniczny ofiar katastrofy w Smoleńsku zabezpieczyli rosyjscy i polscy prokuratorzy wraz z przedstawicielami ABW oraz SKW. W sprzeczności z tym oświadczeniem, stała informacja przekazana w dniu 12 maja przez Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, który przyznał, że polska prokuratura nie ma telefonu stacjonarnego z pokładu prezydenckiego samolotu i stara się go odzyskać, także z użyciem służb specjalnych.

Dlaczego Rosjanie nie wydali prezydenckiego telefonu, i z jakich powodów służby specjalne wykazują zainteresowanie niekodowanym aparatem – nikt nie wyjaśnił.

Są podstawy, by w tej szczególnej kwestii dotyczącej bezpieczeństwa tajnych łączy wykazać zasadny sceptycyzm co do oświadczeń polskich służb. Wynika on z dwóch powodów. Zdarzenia z ostatnich lat dowiodły, że formacje służb specjalnych „odzyskane” przez środowiska dawnej SB i WSI nie potrafią zapewnić nawet minimum bezpieczeństwa państwa i poza dbałością o interesy własne i swoich mocodawców nie wykazują zainteresowania obroną spraw polskich. Dość wymienić zaniedbania w sprawie geologa zamordowanego przez talibów, zaginięcie szyfranta Zielonki, braki w ochronie kontrwywiadowczej przetargów stoczniowych czy liczne afery z udziałem szefów służb i nie mniej częste przecieki tajnych informacji.

Są jednak i bardziej konkretne przesłanki, by uspokajające oświadczenia szefów służb traktować z dużą rezerwą.

Kto gra "Sylanem"

18 listopada ubiegłego roku „Rzeczpospolita” podała informację o problemach finansowych firmy TechLab 2000, z powodu których spółka ta została zmuszona do zastawienia na rzecz spółki Biatel SA dokumentacji technicznej i certyfikacyjnej urządzeń wchodzących w skład systemu Sylan, to zaś mogło doprowadzić do utraty kontroli nad systemem szyfrującym, używanym przez Kancelarię Premiera i Prezydenta. Sylan to system niejawnej łączności, stosowany w telefonach szyfrujących, w których poufność przekazywanych informacji zapewniana jest dzięki nowoczesnym technikom kryptograficznym.

Z wypowiedzi „znającego sprawę” oficera ABW wynikało, że pracownicy firmy Biatel mogli zapoznać się z tą technologią, za co odpowiedzialność – zdaniem ABW - ponosiłby zarząd spółki TechLab 2000. Artykuł w „Rzeczpospolitej” kończył się konkluzją komentującego sprawę płk. Mieczysława Tarnowskiego, (byłego wiceszefa ABW), który stwierdził: „jeśli będą dowody na wyciek technologii, Sylan zostanie wycofany z użytku. W ten sposób stracimy bardzo dobrą, całkowicie polską technologię”.

Dowiedzieliśmy się również, że w sierpniu 2009 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego powiadomiła prokuraturę o podejrzeniu ujawnienia tajemnicy służbowej. Zawiadomienie to miało związek z udzieleniem przez firmę Biatel pożyczki firmie TechLab 2000 na mocy umowy z 2008 r., opiewającej na kilka milionów złotych. 14 października 2009 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie zdecydowała o wszczęciu śledztwa w tej sprawie.

TechLab 2000 to stosunkowo niewielka firma powstała w 1993 r. jako spółka Instytutu Technologii Elektronowej. W roku 1995 kilku młodych naukowców Instytutu odkupiło udziały będące w posiadaniu ITE i rozpoczęło samodzielną działalność. Wśród światowych innowacji TechLab 2000 można wymienić miniaturowe sprzętowe generatory ciągu losowego oraz moduły kryptograficzne wykorzystywane w podpisie elektronicznym. Najnowszym produktem firmy był telefon komórkowy szyfrujący Xaos Gamma. Zastosowany w nim algorytm szyfrujący jest wyjątkowo trudny do złamania, a zarazem na tyle szybki, że nawiązanie łączności następuje już po 1,5 sekundy. Telefon został przetestowany przez Wydział Teleinformatyki Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i w maju ub. r. uzyskał bardzo pozytywną opinię, również ze strony SKW.

Ale prawdziwą dumą firmy jest System Sylan - kompleksowe rozwiązanie służące zapewnieniu poufnej łączności głosowej. System może być używany w sieciach telefonii analogowych, cyfrowych i bezprzewodowych, i jest na tyle skuteczny i bezpieczny, że wykorzystywały go Kancelaria Prezydenta i Premiera. Od listopada 2008 r. z systemu Sylan, a konkretnie telefonów szyfrujacych ISDN Cygnus Titanium (+) Plus, korzysta również MON.

Żaden z dziennikarzy przekazujących w 2009 r. wiadomość o problemach TechLab 2000 nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, jak w rzeczywistości wygląda sytuacja, i co spowodowało, że firma stała się obiektem zainteresowania ABW. Tymczasem na stronie internetowej spółki zamieszczono oświadczenie jej zarządu, z którego wynikało, że ABW dąży do wyeliminowania systemu SYLAN z rynku w sposób całkowicie bezprawny, który nie tylko szkodził działalności firmy TechLab 2000, ale stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Władze spółki wskazywały na szereg działań ABW (jak np. zaniechanie w okresie ostatnich dwóch lat certyfikacji zgłoszonych przez spółkę systemów) zmierzających do zniszczenia dorobku firmy i poważenia bezpieczeństwa użytkowania systemu Sylan, by zastąpić go innym systemem komunikacji niejawnej, niewspółpracującym z łącznością na bazie Sylan. Sugerowano, że sytuacja finansowa firmy uległa pogorszeniu, ponieważ ABW celowo zaniechała certyfikacji zgłaszanych przez TechLab 2000 nowych rozwiązań, a spółka nie była w stanie wdrożyć ich do seryjnej produkcji i sprzedaży.

Docenili polską technologię

Jeszcze więcej wątpliwości pojawiało się, gdy przyjrzałem się wówczas spółce Biatel SA, jej działalności na styku biznesu i służb specjalnych oraz powiązaniom władz spółki ze środowiskami wojska i komunistycznych specsłużb. Założycielem Biatel SA, jej prezesem oraz głównym akcjonariuszem jest Stanisław Kalankiewicz. Firma i jej właściciel byli bohaterami głośnej przed siedmiu laty afery z wartym 1,1 mld dol. kontraktem na produkcję paszportów i dowodów osobistych, w której tle znajdziemy wszystko, czego potrzebowałby autor powieści szpiegowskich: grę obcych wywiadów, agentów służb specjalnych i skorumpowanych urzędników najwyższego szczebla.

W radzie nadzorczej Biatelu spotkamy znane nazwiska, np. Janusza Steinhoffa – byłego ministra gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, czy gen. Leona Komornickiego – absolwenta Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR w Moskwie, w latach 1992–1998 zastępcę szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Te same osoby spotkamy w zarządzie spółki „Pol-Aqua”, zarejestrowanej przed trzema laty w Moskwie, w której 24 proc. udziałów ma Prokom Ryszarda Krauzego, a resztę partner rosyjski. Spółka dostała koncesję na poszukiwanie nafty i gazu, a w jej władzach znalazło się wielu byłych oficerów WSI. W Pol-Aquie był również zatrudniony płk Aleksander Lichocki - o czym dowiedzieliśmy się z zeznań Bronisława Komorowskiego złożonych przed prokuraturą.

O działaniach ABW, w związku z próbą wyeliminowania systemu Sylan, pisałem w „Gazecie Polskiej” w artykule Czy ABW gra w „głuchy telefon" ? ("GP" 47/2009).

Nie wiadomo, jak dziś wygląda sprawa, bo od tego czasu nie pojawiły się nowe informacje. Niewątpliwie natomiast wydarzenia z 10 kwietnia pozwalają spojrzeć na nią z całkiem innej perspektywy.

Gdy w 2009 r. media informowały o pojawieniu się w sprzedaży innowacyjnego telefonu Xaos Gamma produkcji TechLab 2000, jako ciekawostkę podawano fakt, iż rządy takich państw jak Rosja, Białoruś i Chiny zdążyły już u siebie wprowadzić zakazy stosowania metod szyfrowania opartych na systemie Sylan. W ten sposób państwa znane z dyktatorskich zapędów doceniły polską technologię, dostrzegając w niej zagrożenie wynikające z utraty nadzoru nad przepływem informacji. Powód zakazu wydaje się oczywisty: system Sylan zapewniał zbyt wysoki poziom szyfrowania danych, by możliwe było złamanie klucza i ich przechwycenie.

Pojawiają się pytania : dlaczego zatem dopuszczono do sytuacji, w której mogło dojść do wycieku technologii Sylan ? Dlaczego zaniechaniem certyfikacji doprowadzono TechLab 2000 do stanu konieczności, w którym firma zmuszona była podjąć współpracę z Biatel SA, a następnie wykorzystując ten fakt, próbowano zdyskredytować TechLab i podważyć bezpieczeństwo użytkowania systemu Sylan ? Czy rozmowy najważniejszych osób w państwie, prowadzone za pomocą systemu tajnych łączy, mogły być rozszyfrowane?

A wreszcie - czy telefony prezydenta Kaczyńskiego, osób z jego kancelarii i najwyższych dowódców wojska działały w strukturze szyfrowania systemu Sylan, czy też zastąpiono go innymi rozwiązaniami, wspieranymi przez szefostwo ABW ?

Prawdopodobne przejęcie przez Rosjan natowskich kodów używanych do komunikacji satelitarnej nie musi mieć związku z kuriozalnym zachowaniem polskich służb w sprawie systemu Sylan. Nie wolno jednak wykluczać, że już w ubiegłym roku podejmowano próby złamania tego systemu, a działania wobec spółki TechLab 2000 były nakierowane na eliminację skutecznego sposobu zabezpieczenia tajnej łączności. Zbyt wiele ważnych pytań pojawia się przy tym temacie, by można było go przemilczeć.


Aleksander Ścios
"Gazeta Polska", 03-06-2010.



0 komentarz(y):