Amerykanie wysłaliby własną ekipę ratunkową


AMERYKANIE WYSŁALIBY WŁASNĄ EKIPĘ RATUNKOWĄ




Istotne jest zebranie wszystkich odłamków. Oglądałem w swojej karierze ok. 250 miejsc różnych wypadków lotniczych, mój zespół projektował urządzenie do lokalizacji miejsca wypadku lotniczego. Określenie położenia różnych elementów samolotu pozwala na ustalenie sposobu przebiegu wypadku. Zabezpieczenie tego materiału jest kluczowe dla wyjaśnienia przyczyn tragedii.

Z inż. Krzysztofem Zawitkowskim, byłym prezesem amerykańskiej publicznej spółki giełdowej Axyn Corporation budującej centra dowodzenia i zarządzania kryzysowego dla rządów USA, Kanady i innych państw oraz dla instytucji publicznych, byłym wiceprezesem Zarządu Głównego Kongresu Polonii Kanadyjskiej oraz doradcą premiera Kanady Joego Clarka ds. krajów komunistycznych, rozmawia Paweł Tunia.

Jaka byłaby reakcja władz USA w przypadku katastrofy samolotu z prezydentem Stanów Zjednoczonych na pokładzie na terytorium obcego państwa ?

- Natychmiast wprowadzony zostałby stan wyjątkowy w służbach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju, a być może także na jakimś określonym terenie USA lub nawet całego państwa. Wszystko zależy od tego, na terenie jakiego kraju doszłoby do katastrofy. Załóżmy, że samolot prezydencki leciałby z Indii i rozbiłby się nad terytorium Egiptu, kraju zaprzyjaźnionego z USA. Wówczas stan wyjątkowy objąłby lokalny teren, przykładowo obszar Waszyngtonu i instytucje zarządzania kryzysowego. Stan taki miałby na celu chronić główny ośrodek decyzyjny kraju i osoby pretendujące do sukcesji po prezydencie. W krajach takich jak USA czy Kanada ta sukcesja władzy jest ściśle określona, od razu wiadomo, że jeśli prezydent nie może pełnić swojej funkcji z jakichkolwiek powodów, natychmiast władzę przejmuje wiceprezydent. Po nim z kolei przewodniczący większości w Senacie.


"Nasz Dziennik", 24-08-2010.



0 komentarz(y):